12/21/2012

I DON'T CARE IF YOUR WORLD IS ENDING TODAY BECAUSE I WASN'T INVITED TO IT ANYWAY


Mój dzień końca świata rozpoczął się dość przeciętnie. Całkowicie wyspana poszłam zrobić sobie kawy. Ekspres mnie nie lubi, kolejny raz zabrakło mu czegoś akurat wtedy kiedy ja przy nim stałam. A uwierzcie mi, nie lubię nic przy nim majstrować, moje umiejętności psucia są na takim poziomie, że żadne urządzenie nie jest w stanie obronić się przed nimi. Ale zrobiłam tą kawę, co uznałam już za sukces tego dopiero rozpoczynającego się dnia. Dzisiaj koniec świata, nie sądzę, że uda mi się przetrwać wielką falę, nie potrafię surfować. Nawet nie mam deski surfingowej. Tego ostatniego dnia trzeba mieć coś co będzie mnie napawało dumą. Wzięłam dumę w filiżance i jak zawsze planowałam nadrabiać wieczne zaległości prasowe. Ostatnio odkryłam świetny magazyn, Label, szkoda, że tak późno. Nie mogłam się skupić, nie miałam sił na czytanie o dizajnie, architekturze czy sztuce, bo w głowie miałam obrazy Titanica  Skąd on się tam wziął. Chyba to ta wizja niszczycielskiej fali przypomniała mi o mojej wodnej traumie spowodowanej przez wyżej wspomniany film. Dziękuję panie Cameron, jedna trauma po drugiej, jest pan mistrzem. Siedząc w szarym dresie i równie szarej koszulce zastanawiałam się jak spędzić ten dzień, trzeba wykorzystać go w 100%. O wymarzonym Las Vegas mogę zapomnieć, na znalezienie miłego osobnika o czarnych włosach, dużym nosie i jeszcze większym intelekcie mam za mało czasu. Z trywialnych rzeczy także wykreśliłam wszelkie możliwości. Zakupy przyszły właśnie do mnie przyniesione przez pana kuriera, paznokcie pomalowane, odrosty nadal modnie niezafarbowane. Najnowsze wieści, zagłada nastąpi o 18tej. Może się spóźni, może zima zaskoczy apokalipsę podobnie jak kierowców i blogerki. Olśnienie, na blogu znowu zastój, dwie 'sesje' zalegają w folderach. Wyczekiwany 21.12.2012 nie zwalnia z dbania o bloga. Pomyślałam też, że przy (ostatniej) okazji zapytam co sądzicie o założeniu fanpage'a, czy jak wole to nazywać , strony AcidWalrus na facebooku? W formie dodatku do bloga oczywiście. Sama chyba nigdy nie wyczuję odpowiedniego momentu na to. Tymczasem idę po drugą białą jak letnie, bezchmurne niebo kawę. Zostało 5h celebrowania totalnego obijania się.


|  jacket - SH  |  mesh sweater - Zara Man  |  skirt & scarf - H&M  |  bag - Zara  |
|  necklace - MMM for H&M  |  shoes - Topshop  |

17 comments :

  1. notka najlepsza, aż mnie naszło na myślenie (zapomniałem co to takiego)
    zakladaj fanpaga, a jeszcze lepiej polub mój haha.

    ReplyDelete
  2. torebka cudoooo <3 a spódniczkę sama posiadam podobną :)

    ReplyDelete
  3. wszystko pięknie, ale ten naszyjnik..

    ReplyDelete
  4. Genialnie1 Obserwuję! Świetny blog <3 zakochalam sie!

    ReplyDelete
  5. ta biała torebka rewelacyjna! żałuję, że jej nie kupiłam

    ReplyDelete
  6. świetne to zdjęcie z dymem :)

    ReplyDelete
  7. jesteś moim nowym odkryciem :)

    ReplyDelete
  8. mój koniec świata jest zawsze jak wchodzę na twojego bloga, bo jesteś taka śliczna, że mnie coś trafia <3
    wyglądasz niesamowicie.
    http://coeursdefoxes.blogspot.com/

    ReplyDelete
  9. Bardzo lubię twoje stroje, pamiętam cię jeszcze z zamierzchłych czasów, gdy był bardziej scene i teraz twoje wybory modowe wydają się dużo bardziej 'dojrzałe' i awangardowe. I twoje notki też czyta się dobrze, a niełatwo teraz o taki blog. Pozdrowienia! (i wesołych świąt :))

    ReplyDelete
  10. swietne wszystko,podoba mi sie ten szal na glowie<3

    ReplyDelete
  11. na zbliżeniu widać faktury które połączyłaś - coś pięknego ! : )

    ReplyDelete
  12. boska torebka <3 włosów też zazdroszczę!

    obie kochamy się w ivanii widzę ;)

    obserwuję!

    ReplyDelete